23 lipca 2014

Capitulo 4

Młodzi ludzie są zmęczeni nowoczesnymi trendami. 
Wierzą w miłość, a świat i moda odbierają im tę wiarę. 
A u mnie miłość jest najważniejsza, 
bezcenna, jest czymś wielkim w życiu. 
Młodzi ludzie o takiej miłości marzą, 
mają dość romansów na każdym kroku, 
uczuć byle jakich.
~ ks.J.T



Do domu postanowiłam wrócić metrem. W drzwiach wejściowych czekała już na mnie mama z tysiącem pytań. Opowiedziałam jej wszystko. Nawet historię Anity. Mama była zachwycona moją relacją. Jako osoba dawniej pracująca na co dzień z fotografem - o czym się zresztą dowiedziałam niedawno - stwierdziła, że trafić na profesjonalistę w tej dziedzinie jest trudno. Nam się to udało. Po dwóch godzinach rozmowy poczułam się senna więc szybko się przebrałam i wskoczyłam pod kołdrę. Nie wiem kiedy zasnęłam.

Teraz jestem z Mechi w naszej garderobie. Wczorajszy zły humor jej przeszedł. Wróciła gotowa na trudny świat przyjaciółka. Brakowało mi jej.

- Jak myślisz co będziemy dzisiaj robić? - Pytam.

Stoimy przed lustrem. Mechi wymyśla mi jakąś fryzurę. Stwierdziła, że moje proste, rozpuszczone włosy są już nudne i przyda mi się lekkie odświeżenie. Właśnie zaczęła mi zaplatać wymyślnego warkocza. Ciekawe co z tego wyjdzie.

- Dzisiaj chyba zaczynamy kręcić. Jeśli dobrze słyszałam to ma tutaj przyjechać jakiś samochód po ciebie, Diego i tą, no jak się ona nazywała? No wiesz, ta pierwsza guwernantka Violetty.

Dziewczyna nawet nie spojrzała na mnie. Jednak na jej ustach wykwitł uśmiech.. Ciekawe co ona będzie robić przez cały dzień.

- No wiem o kogo Ci chodzi. Czyli zaczynamy od sceny z samolotu?

- Chyba tak. Musisz mi opowiedzieć jak było! I to koniecznie!

Wydaje z siebie odgłos podobny do pisku, lecz dużo cichszy i pokazuje mi swoje arcydzieło.

- Nawet ładnie Ci to wyszło. Wiesz, że i tak muszę to rozpuścić? - Robię smutną minkę.

- Wiem.

Kryje twarz w dłoniach i udaje, że płacze. Nigdy bym nie sądziła, że osoba w jej wieku ma jeszcze czas i ochotę na takie "dziecinne" jak to mawia moja mama zachowania.

- Ty to na prawdę jesteś świetną aktorką.

Jestem pełna podziwu dla niej. Nie spotkałam jeszcze takiej osoby, która w kilka sekund potrafi z śmiechu przejść w rozpacz absolutną.

- Dzięki.

- Martina Stoessel proszona na plan. - Słyszymy zza drzwi.

Czas się pożegnać.. Już nie mogę się doczekać kiedy zaczniemy nagrywać. Czuję dreszczyk podekscytowania. Już na wczorajszej sesji czułam się cudownie. Ciekawa jestem jak sobie dziś poradzę.

- Już idę! - Odkrzykuję.

Zabieram torebkę ze stolika. Rozglądam się jeszcze pośpiesznie, by przekonać się, że wzięłam wszystko.

- Wołają mnie.

- Słyszę przecież. Pamiętaj masz mi wszystko opowiedzieć! - Grozi mi palcem.

Uśmiecham się do niej. Otwieram drzwi naszej garderoby i szybko wychodzę. Od razu zderzam się z Jorge. Jeszcze się nie nauczyłam, jak delikatnie otwierać te drzwi.

- Przepraszam! Nie zauważyłam Cię!

- Nic nie szkodzi. Dzisiaj jestem jakiś niewidoczny. - Żartuje.- Nie widziałaś gdzieś Pabla? Wyszedł tylko do łazienki i nie ma go już piętnaście minut.

Rękę przyciska do czoła. Musiał nieźle oberwać ode mnie.. Dlaczego ja jestem taka nieostrożna i wszystkich po drodze ranię?

- Znajdzie się. Mecz dokończycie jak przyjdzie.

Uśmiecham się. Mina Jorge mówi sama za siebie. Chyba zgadłam z tym meczem.

- Skąd wiesz, że... Dobra nie ważne. Zguba się znalazła. - Pokazuje na zbliżającego się Pabla.

Pablo wygląda na szczęśliwego. Idzie wolno. Mógłby się pośpieszyć. Jorge też się niecierpliwi.

- Gdzie byłeś? - Pytamy równocześnie.

- Dziewczyny obok zaproponowały mi stanowisko jurora. Musiałem wybrać, które ubranie mają na siebie włożyć. Biedna Lodo była tak podekscytowana, że zaczęła coś gadać po włosku. Nikt jej nie rozumiał. - Zaczyna się śmiać. - Szkoda, że Cię z nami nie było Jorge. Tini gdybyś miała kiedyś podobny problem to wal śmiało. Jestem zawsze chętny!

Akurat do wyboru stroju nie jest mi on potrzebny. Przecież od czego jest przyjaciółka. Mechi ma bardzo dobry gust. Chociaż w sumie.. Ciekawa jestem co zaproponowałby mi Pablo.. Albo Jorge.. Jaki jest ich gust? Znamy się tak krótko..

- A gdzie się wybierasz?- Zwraca się do mnie Jorge.

Czyżby go to naprawdę interesowało? Może pyta tylko z ciekawości.. Zapewne jest ciekaw dlaczego oberwało mu się ode mnie.

- Ja idę teraz na plan. Chyba zaczniemy kręcić scenę w samolocie. Oj będzie się działo!

Zaczynam się śmiać. Z tego co wiem to krzyczę coś takiego:
"Ja nie chcę umierać! Ja nie chcę umierać! Nigdy nie miałam chłopaka! Ani nawet pieska!"

Oj będzie wesoło!

- Ja muszę już iść. Czekają na mnie. Z chęcią zaprosiłabym was na to widowisko, ale chyba nie mogę. Mówi się trudno. - Puszczam do nich oko. - Może następnym razem. Lecę. Pa!

Odwracam się na pięcie i puszczam się biegiem. Nie mogę się zbytnio spóźnić. I tak już mam kilkuminutowe spóźnienie przez to co się wydarzyło przed drzwiami mojej garderoby.. Będę musiała się jakoś sprawnie wytłumaczyć.

Wbiegam do holu. Tak jak sądziłam wszyscy już tu są.

- Już jestem. Przepraszam, że czekaliście. - Mówię.

- Dobrze, że już jesteś. Jak już pewnie wiecie jedziemy na pobliskie lotnisko. Tam musicie dać z siebie wszystko. Nie będzie możliwości dziesięciu powtórek. Macie być skupieni. W drodze możecie powtarzać tekst.

W drodze jednak zamiast skupić się na tekście, krążę myślami wokół lotniska. Przed dwoma laty byłam ty z rodzicami i bratem. Postanowiliśmy zwiedzić Nowy Jork. Ciągle wracam do tych kilku dni spędzonych w tamtym mieście. To były naprawdę cudowne dni.

Dziś znów mam się tam znaleźć. Tym razem nigdzie nie będę lecieć. Wcielę się pierwszy raz w Violettę. No dobrze - drugi raz, bo pierwszy był wczoraj. Dziś jednak będzie zupełnie inaczej.

Na lotnisko podwozi nas autobus. W środku nie przypomina w ogóle zwykłego autobusu - zaopatrzony jest w ekskluzywne siedzenia i sprzęt do makijażu. W tyle także jest garderoba. Wykożystują każdą sekundę z dnia. Ja chyba bym tak nie potrafiła.

Na lotnisku jest mnóstwo ludzi. Nam wyznaczono mały obszar - w innym razie lotnisko musiałoby przestać funkcjonować na jeden dzień co równałoby się z "katastrofą finansową". W naszym sektorze jestem pewna jednego - wszystkie otaczające mnie osoby są albo aktorami albo osobami związanymi z produkcją serialu. Czyli "sami znajomi".

Nagranie tych kilku scen zajmuje nam trzy godziny.  Jestem z siebie dumna. To mój pierwszy występ przed kamerami - pomyliłam się tylko raz. Właściwie to było przejęzyczenie, ale musieliśmy wszystko powtarzać od nowa. Aktorzy bardzo mi pomagali. Zachowywali się tak swobodnie - w końcu sama zaczęłam zachowywać się tak jak oni. Kłótnia z zupełnie obcym mi mężczyzną.. Przepraszam! Z moim ojcem, a raczej ojcem Violi nie przypadła mi do gustu. W domu rzadko kłócę się z tatą.. On tyle dla mnie robi, nie mogłabym się tak wobec niego zachowywać.

Natomiast z Diego poszło łatwo. To on mnie podburzył przed tym. Wypił mi moją herbatę. A miałam na nią ogromną chęć. No i jeszcze skrytykował mój strój, powiedział też, że powinnam trochę przybrać na wadze.. Strasznie się mnie czepiał. Stwierdził, że robi to dla mojego dobra. Jak on tak śmiał mówić! Podczas sceny kłótni o przyjęcie urodzinowe wylałam wszystkie moje emocje. Byłam przez niego nabuzowana. Jednak miał rację. Wytykał mi wszystko, bym później poradziła sobie jak najlepiej.

Z racji, że dosyć szybko nagraliśmy tych kilka scen postanowiono także zająć się spotkaniem Pabla.. Tomasa z Violettą. Tak jak już mówiłam, oni wykorzystują każdą sekundę dnia.

Nagrywamy na kawałku ulicy Buenos Aires. W pobliskich drzewach ukryto specjalne maszyny, które emitują deszcz.. Przynajmniej tak zrozumiałam. Kieruję się w wyznaczone przez reżysera miejsce. Po chwili włączają deszcz. Idę ulicą. Rozmawiam sama ze sobą.

- Dlaczego tak jest? Dlaczego nie próbuje mnie zrozumieć?

W moim głosie słychać frustrację. Właśnie taki efekt chciałam uzyskać.

Zaczynam biec do pobliskiego drzewa. Patrzę na niebo. Czuję obecność Pabla za drzewem. Co będzie jak mnie nie złapie? Nie bój się Tini! Przecież wiesz, że jest tam materac i kilka osób do pomocy. Odrywam się od drzewa i idę śpiesznym krokiem. Poślizguję się. Podbiega do mnie Pablo ale niestety spóźnia się. Czuję pod sobą materac.

- Nic Ci nie jest?

Chłopak ma przerażoną minę. Podaje mi rękę.

- Muszę prędzej wyjść zza tego drzewa! Przepraszam. - Na jego twarzy maluje się współczucie i strach.

- Nic się nie stało. - Uśmiecham się do niego. - Dobrze, że jest tutaj materac.

Zaczynamy się śmiać. W sumie spodziewałam się bliskiego spotkania z ziemią.. Szkoda, że materac nie jest miększy. Chyba będę miała kilka siniaków.

- Czyli powtarzamy scenę?

- Na to wygląda.

I znów to samo. Stoję pod drzewem. Byle tym razem Pablo mnie złapał. Ten materac nie należy do bardzo miękkich. Odchodzę od drzewa. Tracę równowagę. Jestem przygotowana na niemiłe spotkanie z materacem. Jednak ktoś mnie łapie. Odwracam głowę w kierunku Pabla. Klęczy on na jednym kolanie. Pomaga mi wstać.

- Dobrze się czujesz? - Pyta z troską w głosie.

- Tak. - Najłatwiejsza część mojej kwestii już za mną.

- Na pewno? Jeśli chcesz to pójdę z tobą do szpitala. To niedaleko. - Pokazuje w kierunku domniemanego szpitala. Po jego wymowie od razu można rozpoznać rodowitego Hiszpana.

- Jesteś Hiszpanem? - Pytam go.

O nie za chwilę ten moment.

- Tak.

- Ja wróciłam wczoraj z Madrytu.

Szkoda, że to nie jest prawdą. Chciałabym kiedyś opuścić Argentynę i pojechać do Europy. Oczywiście nie na stałe. Argentyna zawsze będzie bliska mojemu sercu.

- Podobał Ci się?

- Jest piękny. - Wyznaję.

- Tak jak ty. - Czuję się nieswojo. Czy teraz miałam coś powiedzieć? Chyba nie.. - Yyy... Słuchaj, mogę Cię gdzieś odprowadzić? Wyglądasz na zagubioną. - Dodaje. A jak mam niby wyglądać?!

- Aaa... Zapomnij.

Mam zamiar odejść. Jednak nie mogę.

- O tobie? To nie możliwe.

- Muszę już iść.

Zaczynam odchodzić. Po kilku krokach odwracam się do niego, jednak nie przestaję iść.

- Yyy... Ale... Na pewno nic Ci nie jest? - Woła za mną - Nie odchodź! Jestem Tomas a ty? - Odwracam się do niego i macham na pożegnanie.

- I cięcie! - Woła reżyser. - Mała przerwa i powtarzamy!

Uff. Przerwa jest najlepszym co mnie spotkać mogło. Muszę ochłonąć. Z autobusu zabieram moją torebkę. W drzwiach spotykam Pablo.

- Czy w ramach przeprosin dasz zaprosić się do pobliskiej kawiarenki? - Pyta.

- Za co chcesz mnie przepraszać?

Nic nie rozumiem. Jeszcze nie zdążyłam uporządkować myśli.

- Za to, że Cię nie złapałem. Z tego co wiem to ten materac jest twardy. Na pewno się poobijałaś.

- Nic mi nie jest. Ale z zaproszenia z chęcią skorzystam. - Uśmiecham się do niego. - A jak daleko jest do tej kawiarenki?

- Z trzy minuty. Pozwolisz? - Podaje mi dłoń.

- No dobrze. - Chwytam go i ruszamy.

Rzeczywiście kawiarenka nie jest aż tak daleko. Zajęliśmy z Pablem stolik przy oknie i zamówiliśmy kawę i ciastko. Nie mam pojęcia o czym Pablo ma zamiar ze mną gadać. Wolę być cicho. Niech on zacznie rozmowę. Ja nie jestem w tym dobra, chociaż mama ma zupełnie inne zdanie na ten temat.

- Bardzo Cię przepraszam za tą sytuację na planie.

- Na prawdę. Nie ma o czym gadać. Byłam nastawiona na spotkanie z nim. Ale dobrze, że za drugim razem zdążyłeś na czas. - Uśmiecham się do niego.

- Tak na prawdę to nawet bez tego wypadku zaprosiłbym cię na kawę. Mam pewną sprawę.

- Zamieniam się w słuch.

Jestem ciekawa o co mu chodzi. Byle mi znów nie proponował wybierania mi ubrań. Jeszcze nie jestem na to gotowa.

- Mam prośbę. Nie wyśmiej mnie.

- Nie martw się. Nie zacznę się śmiać. - Zapewniam go.

- A więc jest jedna dziewczyna... Bardzo ją lubię... No i... - Już wiem o co mu chodzi. - Od pewnego czasu zaczęła mi się podobać. - Wyrzucił wreszcie z siebie.

- Więc jak mam Ci pomóc? - Przed moimi oczami maluje się obraz Lodo. Pasowaliby do siebie. Chociaż...

- Czy mogłabyś się dowiedzieć co ona o mnie sądzi?

- No nie wiem. Nie chcę być szpiegiem.

Zaczynam go wkręcać. Przecież jest on moim przyjacielem! Jak miałabym mu nie pomóc?!

- Jaki tam szpieg. Po prostu... No... W sumie to szpieg. Masz rację. Nie potrzebnie zawracam Ci głowę. Przecież ty też masz swoje własne problemy.

Robi minę skaranego szczeniaka. Zaczynam się śmiać. On mnie tak łatwo stąd nie puści. Chyba lepiej będzie jak się szybko zgodzę.

- Człowieku! Ja przecież Cię wkręcam! Jak mogłabym nie pomóc mojemu przyjacielowi?! Tylko jedna sprawa: Która to?

- Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz. Ok? - Potakuję - No więc jest to... No więc jest to Mechi.

Czy on na pewno powiedział Mechi?! Nie wierzę! Jak to możliwe? Jak ja mogłam niczego nie zauważyć?

- Eee... Na prawdę?

To jedyne co mogę teraz powiedzieć. Moja przyjaciółka i on? Oni nie pasują do siebie... Ale czy na pewno?

- Jak ja mogłam nie skojarzyć faktów? - Mówię na głos.

Przecież ona na sesji była smutna! Bo widziała jak przyszłam z Pablem! Tini! Naucz się w końcu wiązać fakty i otwórz oczy! I w dodatku to po sesji mojej i Pabla. Ona była po prostu zazdrosna.

- To aż tak widać? - Pyta wystraszony Pablo.

- Nie, nie widać. - Uspokajam go. - Ja myślałam, że coś czujesz do Lodo.

Jak mogłam być taka ślepa? Nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Dziękuję za kawę i za to, że uświadomiłeś mi coś bardzo ważnego.

Przytulam go i wychodzę z kawiarni. Idę w stronę ekipy. Wyjmuję z torebki komórkę i piszę do Mechi:

"Jak ja mogłam być taka ślepa?! Dlaczego nie zauważyłam, że podoba Ci się Pablo? Musimy pogadać."

Wyślij. Nie! Stop! Anuluję wysyłanie. Nie mogę jej tego wysłać. Lepiej jak pogadam z nią w cztery oczy. Takich rzeczy nie załatwia się przez telefon.

Kręcenie dalszych scen zajmuje nam dwie godziny. Gdy reżyser oznajmia, że koniec pracy na dziś od razu dzwonię do Mechi.

- Mechi musimy się spotkać.

- No dobrze. Tylko gdzie? I co to za nagląca sprawa?

- Jeśli to nie problem to mogę do ciebie przyjść.

Dziś postanowiłam wrócić na noc do domu. Miała przyjechać w odwiedziny babcia. Nie mogłam od tak zrezygnować z jej wizyty. Muszę jej tyle opowiedzieć! Ale najpierw Mechi.

- Może lepiej jeśli ja przyjadę do ciebie? Co ty na to?

- Ok, idę właśnie z planu i będę za jakieś 20 minut w domu.

- Dobrze to ja do godziny będę u Ciebie.

W drodze do domu wstępuję do sklepu. Trzeba się przygotować. Kupuję jakiś sok i ciasteczka. W domu nie mamy takich smakołyków. W kilka minut potrafię z bratem opróżnić kilka paczek ciasteczek. Nie wspominając już o tacie.

W moim pokoju panuje względny porządek. Wystarczy tylko sprzątnąć ubrania, pościelić łóżko i jest w miarę ładnie. Idę do kuchni. Zastaję tam Franka przeglądającego zawartość lodówki. Nie ma to jak brat o wilczym apetycie. A właściwie to w wieku dorastania. On potrafi pochłonąć przerażające ilości jedzenia.

- Mam nadzieję, że moje ciastka są nienaruszone. - Pokazuję wzrokiem na reklamówkę z zakupami.

- To ty masz CIASTKA?! Dziewczyno! Spadłaś mi z nieba!

Chłopak chce przejrzeć zawartość torby, ale ja jestem szybsza. Łapię ją i biegnę do góry.

- Jeśli chcesz to mogę się z tobą podzielić. Tylko najpierw ogarnij się, bo za chwilę przychodzi moja przyjaciółka!

Krzyczę do niego z pokoju. Ja też powinnam się ogarnąć. Przebieram się i czeszę.

- Martina! Ktoś do ciebie! - Krzyczy Franek.

Biegnę do drzwi. Stoi w nich Mechi.

- Cześć! Dobrze, że przyszłaś. - przytulam ją.

- Ja też się cieszę. Prowadź!

Idziemy do mojego pokoju. Jak dobrać słowa, by jej nie wystraszyć? W sumie to ja nie jestem tego w 100% pewna.. To są tylko moje domysły.. Czy robię dobrze?

- Ok. Po co mnie tu sprowadziłaś?

To pytanie musiało prędzej czy później paść.

- Ja dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę z pewnej rzeczy.

Zaczynam. Na końcu lekko załamuje mi się głos. Co dalej?

- Podoba Ci się Pablo? - Pyta.

Zamurowuje mnie. I to dosłownie. Czuję, że zaraz oczy wyjdą mi z orbit. Mi?! Pablo?! Eee.. Nie spodziewałam się tego.

- To raczej ja powinnam zadać to pytanie tobie! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Po moim pytaniu nastaje cisza. Nie tak to sobie wyobrażałam. Źle zaczęłam. A może dobrze? Czuję się winna

- Przepraszam.

Podchodzę do niej i ją przytulam.

- Nie chciałam by tak wyszło. - Mówię.

Widzę łzy w jej oczach. Chyba nie byłyśmy obie gotowe na tą rozmowę. Mogłam poczekać z tydzień lub dwa.. Może i dłużej. To ona powinna mi się zwierzyć, a nie..

- To nie twoja wina. Powinnam Ci powiedzieć od razu. Ale myślałam, że jednak... Co ja sobie myślałam? Że on Ci się nie spodoba? Że przestanie na mnie patrzeć jak na kumpelę z pracy?

Dziewczyna chce wyjść. Jednak łapię ją za rękę. Za daleko zaszłyśmy z tym tematem i nie możemy go porzucić. Mogłaby ucierpieć przez to nasza rozwijająca się przyjaźń.

- To ja powinnam Ci coś wyznać.

Patrzę w jej zapłakane oczy. Widzę, że jest to dla niej ważne. Ale skąd pomysł, że ja mogłabym być z Pablo?

- To nie tak jak myślisz. - Zaczynam. - Pablo jest moim najlepszym przyjacielem. Dziś zaprosił mnie na kawę. - Chyba nie powinnam tego mówić, ale muszę. Większa rozpacz zapanowała w oczach Mechi. - Ale zrobił to, bo chciał się mnie czegoś poradzić. Podczas rozmowy zorientowałam się. Już wiem dlaczego byłaś taka smutna. I chcę Cię zapewnić, że nie stoję na waszej drodze. Ja przepraszam, jeśli zrobiłam coś co mogłoby Cię urazić to proszę wybacz mi, bo nie wiedziałam.

Widać, że Mechi czuje się nieswojo. Siedzi i nic nie mówi. Powoli dochodzą do niej moje słowa. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła.

- Tini to... To nie twoja wina. Ja zachowałam się wobec Ciebie źle. Powinnam od razu Ci powiedzieć to, co mi serce zaczęło szeptać. A szepcze mi dwa imiona twoje i Pabla. Twoje, bo czuję, że zawsze mogę na tobie polegać. Jesteś jak siostra. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszej przyjaciółki. - Jej słowa są takie piękne. Chyba zaraz też zacznę płakać. - Ja... Bardzo się cieszę, że to właśnie Ciebie spotkałam w garderobie. Ja bałam się. I to jak! Kiedy dowiedziałam się, że mam dzielić garderobę z aktorką grającą Violettę załamałam się. Przez to moje przywitanie było takie... Oschłe. Jednak teraz jestem najszczęśliwszą osobą, bo znalazłam bratnią duszę.

Poczułam łzy na policzku. Mechi jest kochana. Rzucam się jej na szyję.

- Mechi, nie tylko ty się bałaś. Ale gdy zobaczyłam Cię w drzwiach garderoby strach minął. Mechi jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - Szepczę.

Trwamy w uścisku kilka minut. To niesamowite. Znamy się zaledwie kilka dni a mam wrażenie, że świat bez niej nie istnieje.

- Sorry, że przeszkadzam ale ktoś obiecał mi... Oczywiście jeśli się nie mylę CIASTKA. I bardzo bym chciał dostać chociaż jedno. - Przerywa nam mój brat.

- Rzeczywiście. Zapomniałam o tobie. Weź sobie dwa i nie przeszkadzaj nam więcej, bo mamy pewne sprawy do obgadania.

- Spoko, ale czy rodzice wiedzą o tych twoich bazgrołach na ścianie?

- I tak i nie. Leć już!

On czasami nie wie kiedy należy opuścić mój pokój. Zaraz po zamknięciu drzwi zadaję pytanie, które gryzie mnie od środka.

- Od kiedy twoje serce zaczęło szeptać jego imię?

- Chyba szeptało od początku ale uświadomiłam to sobie dopiero gdy zobaczyłam was razem trzymających się za ręce. Poczułam się strasznie. Zaczęłam być zazdrosna. Nie wiem dlaczego.

- A czy chciałabyś być z nim?

Przecież to jest oczywiste ale lepiej się spytać.

- Ja... Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Pierwszy raz czuję coś takiego i jestem przerażona.

Spuszcza wzrok. Wstydzi się ale przecież nie ma czego. Każdy ma uczucia. I każdego to czeka. Nawet mnie.

- A co dzisiaj porabiałaś?

Zmieniam temat. Widać, że jej ulżyło. Zaczyna mi opowiadać z szczegółami co dziś porabiała. Uśmiecham się. Kocham ją słuchać. Gdyby tylko wiedziała, że Pablo czuje podobnie...



No proszę..
Już czwarty rozdział ;3
Myślałam, że nie dam rady i jak zwykle się poddam..
Mam nadzieję, że wam się spodobał :)
Nie wiem czy pisałam to już, ale postanowiłam dodawać rozdziały co poniedziałek.
Są one długie i lubię mieć czas na pisanie i sprawdzanie błędów :)
Piszcie co sądzicie o tym rozdziale :)
Czy tylko ja czuję ten zbliżający się rok szkolny?

6 komentarzy:

  1. A jak oglądałam pierwszy odcinek, to zawsze sobie wyobrażałam, że on jej nie złapie xD
    Nie no, materace są fajne xD
    Ogólem, cały rozdział był super, czekam na kolejny ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sobie to wyobrażałam no i opisałam xD
      Ciekawe jak naprawdę było xD

      Usuń
  2. Czekam na next! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak jak poprzednie cudowny ♥♥
    scena i rozmowa Pablo i Tini ♥♥ *.*
    Mechi i Tini ♥♥

    OdpowiedzUsuń

Napisanie komentarza zajmuje chwilkę. A każdy z nich sprawia mi ogromną radość.