22 września 2014

Capitulo 14

Dziś jest ten dzień. Ma zostać wyemitowany pierwszy odcinek. Od kilku dni w telewizji są emitowane reklamy ze mną. To jest dziwne widzieć i słyszeć siebie w takiej skrzyneczce i mieć świadomość, że tysiące ludzi właśnie rozmyślają kim ja jestem i co tam robię. Kilka dni temu - jak była emitowana pierwsza reklama - zadzwoniła do mnie Ana. Gdy odebrałam to usłyszałam jej pisk. Musiałam oddalić telefon od ucha, bo to było nie do wytrzymania. Przyjaciele z szkoły wysyłają mi maile i sms-y, często dzwonią by oznajmić, że właśnie mnie widzieli w telewizji. Gratulują i życzą powodzenia na planie. To jest miłe, ale powoli mam tego dosyć.

Pi pi, pi pi. - Kolejny sms. Tym razem od Sabri : Hej! Dawno się nie widziałyśmy. Czy ty na prawdę grasz razem z Jorgie Blanco?! *.* Przecież wiesz, że go kocham :P twoja Sabri :*

Czytając go uśmiecham się. Tak.. Kochana Sabri chyba wcale się nie zmieniła. Brakuje mi jej i całej reszty. 

- Tini, pomożesz mi? - W drzwiach staje mama. Trzyma małe szczeniaczki. Niedawno nasza sunia została mamusią a my jej pomagamy. Jesteśmy nianiami. Przez to mam mniej czasu dla siebie i przyjaciół. Musiałam opuścić wspólny budynek w którym wszyscy mieszkamy by zająć się ważnymi rzeczami.

- Tak. - Podchodzę i biorę na ręce maluchy. - Idź po mleko dla nich. - Przytulam do siebie małe ciałka. Są takie kochane.

- Uważaj na nie! - Oznajmia i wychodzi z pokoju. Kładę maluchy na łóżku między poduszkami i włączam radio. Siadam obok szczeniaczków. Są takie małe i prawie całe białe. Ciekawa jestem gdzie trafią jak podrosną. Muszę popytać ludzi od produkcji czy nie szukają towarzysza dla swoich dzieci. 

- Proszę. Tylko ostrożnie. - Mama podaje mi buteleczkę i jak zwykle ostrzega. Czasem za bardzo się martwi. Przecież nie jestem już małym dzieckiem! 

- Dobrze. Ty też uważaj. - Biorę jednego z maluchów i zaczynam go karmić. - Czy nie uważasz, że są słodkie?

- Tak. - Na twarzy mamy wykwita uśmiech. 

- Co się z nimi stanie jak podrosną? - pytam.

- Nie martw się. Trafią do dobrych domów. - Oznajmia. Zaczynamy rozmowę, która krąży po torach związanych z planem, z kłótnią z Jorge, z moimi ocenami.. Nie powiedziałam mamie o tym co zaszło pomiędzy mną i moim byłym przyjacielem. Powiedziałaby, że mnie ostrzegała. Miała w sumie rację, ale teraz nie chcę o tym myśleć.

♪♪♪

Już za dwie godziny premiera. Mamy dziś wolne z tej okazji, ale i tak zamierzamy się zebrać w naszej świetlicy by razem obejrzeć to w co włożyliśmy nasze serca. Bardzo się stresuję. Sama nie wiem dlaczego. Jedyną rzeczą, która mnie może uspokoić to muzyka. Podchodzę do wieży i włączam moją ulubioną składankę. Co by tu robić? Za półtorej godziny będzie po mnie Mechi. Co ja włożę na siebie? 

Otwieram szafę. Ostatnio kupiłam kilka nowych ubrań. Są od Sofii Caputo. Bardzo spodobały mi się od nich ciuchy. Właśnie one nadają się na dzisiejszy wieczór. Wyciągam luźny biały T-shirt z czarnym nadrukiem w kształcie wąsów i śliczne dżinsy w odcieniach różu z domieszką żółtego. Tak! To będzie idealny strój! 

Dobrze, ubrania wybrane to teraz makijaż.. Oczywiście delikatny. Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które lubią zwracać na siebie uwagę, ale różowa szminka musi być! Włosy zostawiam rozpuszczone - w takich najlepiej się czuję. I dodatki: kolczyki wkrętki, bransoletka i pierścionek. 

- Czy możesz przyciszyć tą muzykę? - Do pokoju bez pukania wpada Fran. - Ja się próbuję uczyć!

- Ty i nauka? Nie żartuj! - Zapewne gada z kimś przez telefon.. Może ma dziewczynę?! Ale przecież by mi powiedział.

- A widzisz. Człowiek się zmienia! - Zatrzaskuje za sobą drzwi. A może jednak na prawdę siedzi i zakuwa? NIE.. To do niego nie pasuje. 

Na czym to ja skończyłam? Ubrania, makijaż, fryzura, dodatki.. BUTY! Och to jest moja miłość! Podbiegam do łóżka. Moje najlepsze buty trzymam pod nim. Mama ma dosyć mojej obsesji i grozi, że mi je wyrzuci. Wolę być na takie coś przygotowana. Dźwigam materac i w miejscu gdzie powinna być pościel ukazują się moje skarbeńka. Przeważają buty na wysokim obcasie i koturnach. Które tu wybrać? Może.. O tak! te są idealne. Brąz pasuje idealnie.

- Tini! Mechi już jest! - Woła mnie mama. Szybko ubieram buty, zabieram torebkę i kurtkę. Zbiegam po schodach i prawie wpadam na przyjaciółkę. - Mogłabyś trochę uważać!

- Przepraszam. Fajnie, że już jesteś! - Witam się z dziewczyną.

- Gotowa? 

- Oczywiście! - Oznajmiam i wychodzimy z domu. Przed furtką czeka na nas Facu! Nie spodziewałam się go tutaj. Myślałam, że to Pablo będzie na nas czekał.

- Co masz taką minę? Nie cieszysz się? - Pyta urażony.

- Zaskoczyłeś mnie. Bardzo się cieszę! - Przytulam przyjaciela.

- Wskakujcie! - Woła nas pani Lambre. Zajmujemy tylne siedzenia.

♪♪♪

Droga mija w miłej atmosferze. Każdy z nas ciągle mówi o dzisiejszej premierze. Mechi próbuje nam wmówić, że wyjdzie źle i że się nie spodobamy widowni. Facu stwierdza, że bardzo źle odegrał swoją rolę. Ja natomiast po prostu panikuję. Mama przyjaciółki tylko się uśmiecha. Stwierdza, że wyjdzie jak wyjdzie i że mamy się na zapas  nie martwić. Ma rację, ale te emocje!

Wchodzimy do budynku. Witają nas balony w odcieniach fioletu z logiem serialu. Do tego pełno ludzi, którzy brali udział w produkcji. My kierujemy się do wybranej przez nas wczoraj świetlicy. Po drodze spotykamy przyjaciół. Są tak jak my zszokowani.

- Kto by się tego spodziewał? - Pyta Jorge. Obejmuje Stephi. Ja uśmiecham się do dziewczyny lecz nie zaszczycam chłopaka spojrzeniem. Jeszcze się nie pogodziliśmy.

- A ja tam się spodziewałam. Przecież my to stworzyliśmy! - Oznajmia Clara i mruga do Alby. Ta natomiast zaczyna chichotać.

- Dobra, idziemy? - Pytam i nie czekając na odpowiedź kieruję się do sali. To co tam zastaję przerasta mnie. Duży stół pełen słodkości. W środku góruje tort. - Ale co to ma znaczyć?! 

- Niespodzianka! - Do pokoju wchodzi reżyser. - Zasłużyliście na to! Dużo pracy w to włożyliście i serca. Dziś powinniście świętować. - Jesteśmy zachwyceni. Nikt się tego nie spodziewał. Zasiadamy do stołu. Czuję się trochę nieswojo, ale na szczęście Pablo włącza telewizor. Zaczyna się! 

Czuję te emocje. Każdy z nas ogląda wspólne dzieło z uśmiechem na twarzy.

- Czy ja tak naprawdę brzmię? - Pytam w trakcie przerwy.

- Tak. Ja swojego głosu też nie poznaję - śmieje się Facu.

- Trzeba się przyzwyczaić - Stwierdza Rugerro i szepcze coś do ucha Mechi. Ta wybucha śmiechem.

- Ej! Nie ładnie tak! W towarzystwie nie wypada szeptać - oburza się Pablo. Ostatnio go nie poznaję. Coraz częściej naskakuje na Mechi i na nas. Może ma to związek z jego wyjazdem?

- Cudowną wiedźmę gram nieprawdaż? - Mechi jest zauroczona odcinkiem.

- Przepiękną. Masz ogromny talent. Dlaczego nam go prędzej nie ujawniłaś? - Z drugiej strony stołu dobiega nas głos Cande.

- A ja! Taka szara myszka w cieniu Ludmi. 

- Naty! Czemu zabierasz głos? To ja tu błyszczę - Wciela się w swoją postać blondynka.

- Cii.. Zaczyna się! - Uspokaja nas Lodo.

*

Podczas seansu każdy z nas dorzucał swoje trzy grosze. Raz to Facu zaczął nawijać, że jest jeszcze bardziej przystojny w tej czapce i że powinien w takiej chodzić. Co chwilę Cande skrywała twarz w dłoniach i piszczała "Boże jak ja wyglądam! Przełączcie to!". Jorge też komentował swój występ. Ja siedziałam cicho i wspominałam to co działo się na planie.

Przy napisach końcowych wybucha jeden wielki aplauz. Wszyscy wiwatujemy i gratulujemy sobie dobrej roboty. Jestem szczęśliwa. Nigdy nie sądziłam, że to będzie aż tak cudne.

- Jak na pierwszą rolę to wypadłaś znakomicie. - Oznajmia mi Jorge i całuje w policzek. Czuję napływające ciepło.

- Nie przesadzaj. Ty grasz sto razy lepiej. 

- I kto tu przesadza? Jorge ma rację. - Za chłopakiem wstawia się jego dziewczyna. - Posłuchaj nas. Grasz całą sobą i to sprawia, że nie jesteś sztuczna.

- Tini? Pamiętasz to pierwsze spotkanie Tomasa i Violi? - Pyta Pablo.

- Do dziś mnie jeszcze wszystko boli. - Żartuję.

- Proszę zapomnij o tym. To dla ciebie. - Podaje mi babeczkę z jagodami. I jak tu mam nie zapomnieć?

- A o czym miałam zapomnieć? - Na jego twarzy rozkwita uśmiech.

♪♪♪

Dziś znów mamy dzień wolny. Wydaje mi się, że wczoraj nie nastąpiło. Nie było wcale premiery i tej cudownej uczty. Kolejny SMS. "Nie mogę uwierzyć w to, że ty na prawdę grasz Violettę! BFF". Czyli jednak to prawda. Umówiłam się z Mechi w centrum handlowym. Za godzinę powinnam tam już być. 

Wychodzę z domu. Ledwie otwieram furtkę a tu zza rogu idzie moja sąsiadka. O nie!

- A gdzie ty się wybierasz?! Przecież jest sobota dzień szkolny! - Bulwersuje się staruszka.

- Proszę pani. W soboty od piętnastu lat nie ma już prowadzonych lekcji. - Tłumaczę jej, lecz nie przynosi to rezultatów od kilku lat.

- Kiedy ty ostatnio byłaś w szkole? Ciągle cię widzę z obcymi ludźmi siedzieć! - Mam dosyć.

- Proszę pani, ja się pani spowiadać nie muszę. Do widzenia! - Rzucam i przyspieszam kroku by zgubić niepokojącą mnie kobietę. Czasem na prawdę mam jej już dość. Idę zamyślona. Nie zwracam uwagi na innych. Nagle z kimś się zderzam.

- Przepraszam, nie chciałam. - Oznajmiam. Wpadłam na jakąś jedenastolatkę. Dziewczynka zaczyna piszczeć. - Nic Ci się nie stało? - Pytam z troską.

- Tttoo ty jesteś Violetta?! Proszę powiedz, że tak!!! - O co jej chodzi? 

- Eee.. Ty mnie chyba z kimś pomyliłaś. 

- Nie! To ty jesteś tą dziewczyną z Disney Channel! To ty! To ty! To ty! - Mała szybko zbiera swoim zachowaniem widownię.

- Tak, masz rację to ja. - Nie rozumiem entuzjazmu tej dziewczynki.

- Dasz mi autograf? Proszę, proszę, proszę! - Składa rączki w gest błagania.

- Dobrze. Masz jakąś kartkę lub coś do pisania? - W mojej torebce nie mam tych rzeczy a zdaje mi się, że są potrzebne.

- Mam długopis. Napisz mi na ręce. Proszę! - Wyciąga do mnie swoją dłoń. Delikatnie podpisuję się na jej nadgarstku. - Jesteś super! - Przytula się do mnie. To jest bardzo miłe i dziwne za razem uczucie.

Jedenastolatka nie była jedyną proszącą o mój autograf. Po drodze rozdałam z dwadzieścia autografów oraz dostałam długopis od jednej napalonej dziewczyny. Nikt z nich nie zwrócił się do mnie Martina. Skandowali tylko Violetta. Czyżbym już do końca miała mieć taką łatkę z napisem Violetta Castillo? 

- Hej! Co taka jesteś smutna? - Z zamyślenia wyrywa mnie Mechi.

- O! Nie zauważyłam Cię. Przepraszam! - Rzucam się jej na szyję.

- Nie odpowiedziałaś na moje poprzednie pytanie.

- Dzieci nazwały mnie Violettą i prosiły o autografy.

- To chyba dobrze? - Nie, nie jest dobrze. Mam na imię Martina Stoessel! Nie chcę mieć na imię Violetta. - Dlaczego tak spochmurniałaś? Chodź na małe zakupy! To zawsze poprawia humor. - Ciągnie mnie do pobliskiego sklepu.

- Ludmiła?! Zostaw naszą Violettę w spokoju! - podbiega do nas moja pierwsza fanka. Przytula mnie i kieruje gniewny wzrok na biedną Mechi. - Co ty jej chciałaś zrobić?

- Aniołku jak Ci na imię? - Przyjaźnie uśmiecha się do niej blondynka.

- Lucia. Zostaw ją! - Broni mnie dziewczynka.

- Ale my jesteśmy tylko na zakupach. I ja nie jestem Ludmiła. Mam na imię Mechi. Mogłaś mnie pomylić, bo ja tylko gram Ludmi. A to nie jest wcale Viola tylko Tini. - Tłumaczy jej słodkim głosem Mercedes.

- Jak to? Nie rozumiem. - Widzę łzy w oczach małej.

- Nie płacz. Nie musisz tego rozumieć. Chcesz autografy Violi i Ludmi? Inne dziewczynki będą Ci zazdrościć. - Wyjmuję z torebki długopis. Lucia wyjmuje z kieszonki kartkę papieru.

- Na prawdę dacie mi autografy? A mogę mieć z wami zdjęcie? 

- Tak. Tylko uśmiechnij się! Z smutną buzią ci nie pasuje. - Od razu na jej twarzy pojawia się wielki uśmiech. Podpisujemy się na kartce i robimy zdjęcie jej komórką.

- Dziękuję! - Przytula nas i wybiega ze sklepu.

- Nadal masz ochotę na zakupy? - Pytam przyjaciółkę.

- Szczerze to nie zamierzam kolejny raz tłumaczyć tego, że nie jesteśmy tymi za kogo nas uważają. - Czym prędzej opuszczamy centrum handlowe.

♪♪♪

Codziennie na swojej drodze spotykam dzieciaki wołające do mnie Violetta. Już nawet nie tłumaczę im, że nazywam się Martina. Z jednej strony się cieszę, bo jestem popularna a z drugiej... Popularność jest ciężka, boli. Na każdym kroku czuję, że jestem obserwowana. I w rzeczywistości tak właśnie jest. Dopiero na planie mogę odetchnąć, ale nie na długo... Kamery. Są wszędzie. Śledzą każdy mój ruch gdy wcielam się w rolę. Dobrze, że mam przyjaciół. To właśnie oni mnie utrzymują. Są podporą dla mnie. Gdyby nie oni... Wylądowałabym już dawno w psychiatryku. Dziś mam udzielić wywiadu. Stresuję się. Muszę wypaść jak najlepiej.

Idę w wyznaczone miejsce. Na całe szczęście jest nim nasz serialowy salon. Jestem tak jakby w moim drugim domu. Czuję się bezpiecznie. Muszę przyjść na spotkanie za 30 minut. Sporo czasu, ale to ja wolę czekać na kogoś niż być tą oczekiwaną. Chociaż... Skoro mam tyle czasu a mój cel jest tuż za rogiem... Po co tracić czas? Są tu ciekawe zdjęcia. Nie przyglądałam im się wcześniej. Może to właśnie ten czas?

Nie zastanawiając się dłużej przechodzę do pierwszego zdjęcia. Jak śmiesznie tu są ci ludzie przebrani! A na drugim zdjęciu... Piękna scena na plaży.. Piknik.. Gra w siatkówkę.. Spojrzenie dwóch zakochanych ludzi.. Zdjęcia mnie fascynują. Wyobrażam sobie tamte momenty, dalsze historie. Jestem już przy ostatnim zdjęciu. Szkoda. Warto było im poświecić ten czas.

Spoglądam na zegarek. Zostało 15 minut. Muszę się pośpieszyć. Mijam zakręt i wpadam na Jorge. Na moje nieszczęście ma ze sobą kubek z kawą. Poprawka: Miał. Teraz kubek leży na podłodze zgnieciony a jego zawartość mam na bluzce i spódnicy.

- Ah! Jaka ze mnie niezdara! - Wykrzykuję ze złością.

- To moja wina, przepraszam. Nie zauważyłem Cię! - Tłumaczy się chłopak. - Może chusteczka pomoże?

Zbliża dłoń z chusteczką do plamy. Wiem, że to nie pomoże.

- Jorge. Pomyśl logicznie. Na taką plamę tylko pranie jest dobre.

- Tak masz rację. Co tu robić? Szłaś na coś ważnego? - Pyta prawie blady.

- No za jakieś 10 minut mam wywiad. - Podchodzę do najbliższej ławki i na niej siadam. Dlaczego dzisiaj?!

- Ja przepraszam. Muszę bardziej uważać. - Siada koło mnie. - Masz tu.. Ech raczej nie.

- Dokończ, proszę. Może pomoże? - Uśmiecham się do niego.

- Tak myślałem, że może masz coś do przebrania. Ale..

- Tak! Jesteś wielki! - Rzucam mu się na szyję. Cały sztywnieje, ale szybko rozluźnia się i odwzajemnia gest.

- To chodźmy. Musimy coś wykombinować. Mamy coraz mniej czasu! - Chwyta mnie za rękę i biegniemy do garderoby.

Staram się biec szybko lecz w moich butach jest to niewykonalne. Nie są aż tak wysokie, ale i tak mnie spowalniają. W głowie słyszę tykanie zegara. Każdą minutę, każdą sekundę. Mamy coraz mniej czasu. Dobiegamy do garderoby. Jest zamknięta.

- Dlaczego ją zamknęłaś? - Pyta zdyszany chłopak. Nerwowo przeczesuję torebkę w poszukiwaniu kluczy.

- Nie mam pojęcia! Tak jakoś... Gdzie one są?! - Wyrzucam zawartość torebki na podłogę. Na całe szczęście nie noszę w niej niczego co mogłoby się łatwo potłuc. Nie ma ich.

- Jesteś pewna, że dawałaś je do torebki? - Klęka obok mnie i pomaga mi sprzątać. - Może masz je, no nie wiem, w kieszeni?

- Ale w spódnicy nie ma kieszeni! - Wstaję i pokazuję mu na ubranie. - Widzisz?

- Może Ci wypadły po drodze.. Zaraz! A tu? Chyba nie sprawdzałaś. - Podaje mi torebkę. Rzeczywiście. O tym miejscu zapomniałam. To do tej kieszonki zwykle wkładam ważne rzeczy. W środku widzę małego, pluszowego misia i przyczepione do niego klucze.

- Dzięki. - Drżącą ręką otwieram drzwi. Jeszcze nigdy aż tak się nie denerwowałam!

- Gdzie masz jakieś zapasowe ubrania? - Pokazuję mu na szafkę stojącą w rogu pokoju. Chłopak podbiega do niej i wyciąga pierwsze lepsze ubrania. W tym samym czasie ja zdejmuję buty. - Masz. To powinno być dobre.

Szybko zdejmuję z siebie zbrudzone ubrania. Myślę tylko o upływającym czasie. Do garderoby wchodzi roześmiana Mechi. Tuż za nią podąża Pablo.

- Co tu się dzieje?! - Przyjaciółka blednie. O co jej chodzi? Już wiem. Stoję w samej bieliźnie, trzymając w ręku czystą spódniczkę, a obok mnie stoi Jorge. Ja na jej miejscu zapewne tak samo bym zareagowała.

- Mechi nie mamy czasu! Szybo Tini, ubieraj się i biegniemy. - Dziewczyna ma coraz większe oczy.

- Wszystko Ci wytłumaczę! - Mówię, ubierając bluzkę. - Ale nie teraz! - Siadam na kanapie i wiążę buta. Jorge zakłada mi drugiego, chwyta za rękę i ciągnie w stronę salki jadalnej. Pośpiesznie zerkam na zegarek. Zostały trzy minuty! Biegniemy. Mijamy spacerujących aktorów. Czas leci. Czuję, że się spóźnię. A przecież wyszłam specjalnie wcześniej! Dlaczego to mi się zdarzyło właśnie dzisiaj?! Przypominam sobie minę mojej przyjaciółki jak mnie zobaczyła w garderobie. Momentalnie zaczynam się śmiać.

- Co Cię tak rozbawiło? - Odwraca się do mnie Jorge.

- Przypomniałam sobie minę Mechi. - On także zaczyna się śmiać. Jesteśmy już blisko. Mijamy pechowy zakręt i wbiegamy do salki. Nikogo jeszcze nie ma.

- Spóźniliśmy się?! - Siadam załamana na najbliższym krześle. Chłopak spogląda na zegarek.

- Nie sądzę. Jesteśmy punktualnie. - Stara się przestać dyszeć. Siada naprzeciw mnie. - Nigdy więcej! Nigdy więcej nie kupię sobie kawy i nigdy więcej z nią nie pójdę korytarzem. - Uśmiecha się do mnie i chwyta moje dłonie. - Muszę się nauczyć, że przy tobie jestem skazany na takie akcje jak dzisiejsza. Ostrzeż mnie następnym razem gdy będziesz planowała coś takiego. - Teraz to ja się uśmiecham. Jak ja mam go niby ostrzec skoro sama nie znam dnia ani godziny? - Wiesz.. Teraz mi się coś przypomniało i będziesz za to na mnie wściekła. - Patrzy mi prosto w oczy. Widzę w jego oczach szczerość.

- Co Ci się przypomniało? - Pytam.

- Przypomniało mi się, że szedłem wtedy do twojej garderoby by Ci powiedzieć, że wywiad został przeniesiony na jutro.

- Co?! - Zrywam się na równe nogi. Ten cały pośpiech był na nic?!

- Całkowicie o tym zapomniałem. Byłem zbytnio zajęty pomaganiem Ci. - Czyli nasz wysiłek poszedł na marne. Czuję jak opuszczają mnie siły. - Ale od dawna nie byliśmy tak blisko jak dziś. Może wreszcie nadszedł czas na pogodzenie się? - Proponuje.

- Wątpię w to. To nie czas. Jeszcze nie nadeszła ta chwila. - Odpowiadam i pośpiesznie wychodzę z pomieszczenia.

Ostatnie dni na planie już minęły. Zakończyliśmy produkcję serialu. Możliwe, że już nigdy nie powrócę na plan - zostanę zapomniana. To nie boli aż tak bardzo. Boli i to okropnie myśl, że nie zdobyłam się na przebaczenie. Zniszczyłam coś pięknego co mnie łączyło z Jorge - przyjaźń. Czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczę? Czy mu przebaczę?

15 września 2014

Capitulo 13

Nie wierzę, że to on. Co tutaj w ogóle robi? Nasza kłótnia miała miejsce dosyć niedawno. Myślałam, że dam radę wyrzucić go z myśli. Jednak nie potrafię. Moje serce za każdym razem bije coraz mocniej na jego widok. Denerwuje mnie to. Nie chcę tego! Czy to tak trudno zapomnieć o kimś? Kiedyś przychodziło mi to z łatwością. Teraz nie mogę. Co chwilę słyszę jego głos w mojej głowie. Przepraszam, że spodobałaś mi się. Przepraszam, że zawsze starałem się Ci pomóc. Przepraszam, że troszczyłem się o twoje bezpieczeństwo. Te słowa dręczą mnie każdego dnia, każdej nocy. Zasypiam z łzami na policzkach. W dzień staram się trzymać, chcę pokazać, że jestem silna. A nie jestem. Jestem bardzo delikatna emocjonalnie.

- Po co tu przyszedłeś? - Pytam szorstkim tonem głosu. Na jego twarzy maluje się ból. Chcę by znikł, ale nie mogę zdobyć się na wybaczenie. 

- Chciałem spędzić z tobą czas, by naprawić nasze relacje. - Gdy mówi do mnie nie patrzę na niego. Nie zniosłabym smutku kryjącego się w jego spojrzeniu. Moi przyjaciele zdążyli już zostawić nas samych.

- Myślisz, że taka chwila może wszystko naprawić? - Pytam. Moje serce skanduje "tak", ale uciszam je. Nie po tym wszystkim. Nie jestem zabawką, która szybko się znudzą. 

- Ta chwilka może być pierwszym krokiem. Proszę, zaufaj mi. - Ostatnie słowa wypowiada szeptem. Mimowolnie podnoszę na niego wzrok. I od razu żałuję. Teraz nie mogę mu odmówić. Nie dam rady odmówić jego spojrzeniu. Kryje się w nim tyle bólu i nadziei..

- Dobrze, możemy spróbować. - Wyrzucam z siebie te słowa. Na mojej twarzy wykwita rumieniec.

- W takim razie chodźmy. Zaplanowałem już coś. 

- Skąd..

- Ma się swoje źródła informacji. - Macha ręką w kierunku przyjaciół. No tak. Zapewne oni są w to wszystko wplątani. 

Idziemy w milczeniu obok siebie. Wzrok uparcie wbijam w ziemię. Jeśli cały ten czas jaki mam spędzić z Jorge ma tak wyglądać to ja mam dosyć. Chłopak w pewnej chwili chrząka i zaczyna rozmowę.

- Ładnie dziś wyglądasz. Pasuje Ci z tym kwiatkiem. - Podnoszę na niego wzrok. Jorge się uśmiecha. Czuję, że się rumienię. Pośpiesznie dziękuję. - Jak ty go właściwie tam wplotłaś? 

- Mechi ma zaczarowane dłonie. Tylko ona tak potrafi. - Odpowiadam. 

- Coś o tym wiem. - Posyłam w jego kierunku pytające spojrzenie. - Pomogła Stephi naprawić jakąś bransoletkę. 

- Aha. - Odpowiadam. Znów nastaje cisza. 

Spacerujemy przy pięknym jeziorze. Uwielbiam to miejsce. Gdy byłam mała często chodziłam tu z przyjaciółką i mamą. Świetnie się bawiłyśmy. A teraz.. A teraz mam ochotę wrócić do domu. Mam już dosyć.

- Czy zmierzamy do jakiegoś konkretnego celu? - Pytam i zarazem przerywam trwającą ciszę.

- Tak, uzbrój się w cierpliwość. - Wzdycham i idę dalej przed siebie. Na myśl przychodzą mi słowa, które Jorge wypowiedział po pocałunku. Czy one mogły być szczere? A może dalej bawił się moimi uczuciami?

- Pamiętasz co powiedziałeś.. Mówiłeś coś, że Ci się spodobałam.. Czy, czy to prawda? - Pytam ledwie słyszalnym głosem, niepewnie. Zakładam na siebie ręce na piersi i patrzę w przeciwną do chłopaka stronę. 

- A co dokładnie powiedziałem? Możesz to powtórzyć? - Pyta. Ja jednak milczę. Jorge po chwili ciężko wzdycha. - Proszę, nie zachowuj się tak, jakby mnie tu nie było. 

- Jak mam się zachowywać przy kimś kto ciągle bawi się moimi uczuciami? - Wyrzucam z siebie.

- Ja się nie bawię tylko.. Nie ważne. Nie możesz odpuścić? - Pyta gniewnym głosem.

- Nie. - Zaprzeczam szybko.

- Nie chcę Ci sprawić bólu.

- Ale go sprawiasz. 

Nie odpowiada. Idziemy dalej w ciszy. Niepewnie spoglądam na towarzyszącego mi chłopaka. Natrafiam na jego smutne spojrzenie. Jak takie oczy mogą przekazywać tyle bólu? Gdy uświadamiam sobie, że to przeze mnie moje serce pęka. Ale przecież to on zawinił. Nie ja. A może się mylę? Co jeśli tak? Jak mogłam przyczynić się do tego? To ON zaczął. To on mnie pocałował. To on zabawił się moimi uczuciami. Ale to JA coś do niego poczułam. To ja odwzajemniłam pocałunek. To ja go sprowokowałam. To ja zdecydowałam o zerwaniu przyjaźni jaka nas połączyła. Ale on.. On też się przyczynił. Nie jest jednak jedynym winnym. Nie chciał byśmy zakończyli to wszystko.. Dlaczego ja jestem tak uparta?

- Przepraszam. - Chłopak przerywa ogarniającą nas ciszę. Na dźwięk jego głosu czuję przyjemny dreszczyk. Serce też od razu zaczyna bić mocniej. Uspokajam się jednak. Nie odpowiadam.

- Czy.. Czy mogę zasłonić Ci oczy? - Pyta niespodziewanie.

- Że co? Dlaczego? - Pytam oburzona.

- Zgódź się. Ufasz mi?

Cisza. Wbijam wzrok w ziemię.

- Ufasz mi? - Chłopak powtarza pytanie.

- Sama nie wiem. - Odpowiadam. Czy dalej mogę mu ufać? Po tym co się wydarzyło? Kiedyś dałabym mu się zaprowadzić gdziekolwiek. Dziś.. Dziś nie jestem już tego pewna.

- Proszę. Ten jeden raz. - Wzdycham i potakuję. Na twarzy chłopaka pojawia się uśmiech i ulga. Wyciąga z kieszeni chustkę. Staje za mną i delikatnie zawiązuje mi ją tak, że nic nie widzę. - Czy pozwolisz, że złapię Cię za rękę? 

- A mam inne wyjście? 

Wyciągam dłoń w jego kierunku. Chłopak chwyta ją i zaczyna mnie prowadzić. Idziemy zawiłą drogą. Po chwili chłopak kładzie swoją rękę na moim ramieniu. Tak łatwiej nam się idzie. Od kłótni nie byliśmy tak blisko siebie. Nie liczę oczywiście momentów związanych z nagrywaniem serialu. Tam jesteśmy zmuszeni do swojego towarzystwa. 

- Jeszcze chwilka. - Mówi. Potakuję delikatnie głową. 

Po kilku minutach dochodzimy na miejsce. Jorge sam mnie o tym informuje i zdejmuje chustkę. Przed moimi oczami pojawia się koc i koszyk piknikowy. Sceneria jest naprawdę ładna. Mała polana otoczona drzewami i jeziorko. Miesiąc temu marzyłam o takim miejscu. Marzyłam by znaleźć się w nim z Jorge. Teraz.. Teraz nie wiem nawet co o tym mam myśleć. 

- Jak tu ładnie. - Przerywam ciszę, która nagle zapanowała.

- Może usiądziemy? Przygotowałem kilka kanapek. - Za jego namową siadam na kocu. Ciekawa jestem co przygotował.

Chłopak również siada. Z koszyka wyjmuje pudełko. Jak się okazuje w środku są kanapki. I to nie byle jakie. Moje ulubione! Nie zapomniał o niczym. Na widok przysmaku uśmiecham się. 

- Sam je zrobiłeś, czy ktoś Ci pomagał? - Pytam.

- Wiesz.. Może wyglądam na młodszego, ale trochę już przeżyłem i kanapki zrobić potrafię. - Gdy mówi uśmiecha się promiennie. Ja sama nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Coś ze mną nie tak. Raz mam doła, a raz jestem wesoła. 

- Na młodszego? Nie wiem, chyba nie. - Odpowiadam.

- Nie wyglądam? Naprawdę? Ile lat byś mi dała? - Pyta oburzony.

-Tyle ile masz. - Mówię szybko.

- Czyli?

- A ile masz? - Pytam. Oboje zaczynamy się śmiać. Moja pamięć czasem zawodzi.. A czasem potrafię zapamiętać najgłupsze zdarzenia. Czy tylko ja tak mam?

- Dobra, pytania nie było. Jak smakują kanapki? - Pyta Jorge.

- Są bardzo dobre. Uwielbiam takie. - Pochłonęłam już ze dwie.. Może lepiej jak przestanę liczyć.

- Wiedziałem, że będą Ci smakować. Przecież nikt nie robi lepszych ode mnie. - Puszcza do mnie oczko. Ja przeczę mu kręceniem głową na co on odpowiada wzruszeniem ramion i westchnięciem.

- Czy poza jedzeniem zaplanowałeś jeszcze coś? - Pytam. Chcę wiedzieć ile czasu jeszcze mniej więcej zostało do powrotu do domu.

- Tak. Może coś zaśpiewamy? - Sięga za siebie po gitarę. Dopiero teraz ją zauważyłam. Zaczyna grać "Te esperare". Po chwili zaczyna śpiewać, a ja delikatnie kołyszę się w rytm. Uwielbiam tą piosenkę. 

Por tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti

Dlaczego on musi tak pięknie śpiewać? Dlaczego gdy słyszę jego głos moje serce zawsze bije trochę szybciej? Chcę go znienawidzić za tamten pocałunek, za to co zrobił.. Ale nie mogę. Nie mogę i nie dam rady.

Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver

Quiero entrar an tu silencio y el tiempo detener
Navegar entre tus besos y juntos a ti crecer
Puedo pasar mil años soñando que vienes a mi
Por que esta vida no es vida sin ti

Gdybym tylko mogła zatrzymać lub cofnąć czas. Zmienić bieg zdarzeń. Powiedzieć w pewnym momencie stop. Nie doszłoby do tego wszystkiego. A może lepiej by ta historia trwała nadal? Może za szybko wszystko się potoczyło?

Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Te seguire por que mi mundo quiero darte
Hasta que vuelvas te esperare
Y hare lo que sea por volverte a ver

Te esperare aunque la espera sea un invierno
Te seguire aunque el camino sea eterno
Mi corazon no te puede olvidar
Y hare lo que sea por volverte a amar
Y hare lo que sea por volverte a amar

Gdy kończy dociera do mnie, co właśnie zaśpiewał. W jednej chwili tracę dobry nastrój.

- Obiecałeś, że już nie będziesz się bawić moimi uczuciami! Znów to robisz. - Wyrzucam z siebie. 

- Co robię? Po prostu zaśpiewałem piosenkę. Ja nie bawię.. Zaraz. Jaką piosenkę zaśpiewałem? - Twarz chłopaka nagle blednie.

- Może Ci przypomnę? "Dla twojej miłości odrodzę się, bo jesteś dla mnie wszystkim". "Poczekam bo nauczyłaś mnie żyć. Pójdę z tobą dlatego, że chcę dać ci mój świat. Będę czekać aż wrócisz." I ty myślisz, że takie piosenki śpiewa się dla dobrej, ba! Dla zwykłej znajomej? - Wstaję i zabieram swoje rzeczy. Odwracam się na pięcie i szybkim krokiem odchodzę.

- Tini, zaczekaj! - Woła za mną Jorge.

- A dlaczego miałabym czekać? - Odkrzykuję ze złością w głosie. 

Chłopak dogania mnie i chwyta za dłoń. Zmusza mnie do zatrzymania się i odwrócenia w jego kierunku. 

- Muszę Ci coś powiedzieć. Jest to bardzo ważne.

- Mogłeś od tego zacząć, a nie śpiewać mi tu piosenkę przy której znów wszystko powróciło. - Odpowiadam. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. Musze nauczyć się myśleć a później mówić.

- Powiem Ci coś. Nie chcę bawić się twoimi uczuciami. Nie zamierzałem. Czy to moja wina, że się zmieniłaś? Uważałem Cię za małolatę pierwszego dnia. 

- Hhh.. Kto by pomyślał? - Mój ton głosu jest oschły. Za małolatę? To zabolało.

- Ale zmieniłaś się. Nie widzisz tego? Jesteś doroślejsza. Spodobała mi się ta zmiana. To, że tak mi ufałaś. Wiesz, spodobałaś mi się. Nie mogłem powstrzymać tego pocałunku. Przykro mi. Nie miałem tego w planach. Tak wyszło. Zdarza się każdemu.

- Ale jesteś starszy. Mogłeś o tym pomyśleć. 

- Zostaniesz jeszcze? Porozmawiajmy. - Prosi mnie Jorge.

- Nie mam zamiaru dłużej z tobą rozmawiać. - Odpowiadam. Chłopak puszcza moją dłoń i pozwala mi odejść. Nie odwracam się. Nie chcę by widział moje łzy. 

Idę przed siebie. Drogę do domu znam na pamięć. Cały czas rozmyślam o tym co się wydarzyło. Może powinnam zostać i porozmawiać? Nie.. Chyba nie dałabym rady. Ale co on chciał mi powiedzieć? Chyba już się nie dowiem. Zaprzepaściłam jedyną szansę. Ale czy miałam wybór? Chyba nie. A może jednak? Gdyby nie pocałunek wszystko potoczyłoby się inaczej. Dalej byśmy byli przyjaciółmi. A teraz.. Kumple z pracy. Jak długo tak wytrzymamy? Kto pierwszy wyciągnie znów rękę do zgody? Poprawka. Czy ja zechcę wymazać to z pamięci i zacząć od nowa? A może warto do niego zadzwonić?

Pociągam nosem i wyciągam z torebki telefon. Szybko wybieram numer do chłopaka. Czeka mnie niemiła niespodzianka. Taki numer nie istnieje.

Wkurzona usuwam numer z kontaktów i chowam komórkę. Przez tą chwilę byłam w stanie mu wybaczyć. Teraz będzie mieć ciężej. Widać, że on już też odpuścił.

1 września 2014

Capitulo 12

- Co robisz? - Nieruchomieję. 

Czuję się jakbym została przyłapana na złym uczynku. Odwracam się w stronę mojego brata.

- Nie widać? - Pytam.

Chłopak stoi oparty o drzwi mojego pokoju. Na jego twarzy widnieje złośliwy uśmieszek. Odwracam się z powrotem. Wbijam wzrok w nuty. Od pewnego czasu ćwiczę grę na keyboardzie.

- Widzę, że coś kombinujesz. - Podchodzi do mnie. Czuję jego dłoń na moim ramieniu. - Dziewczynka chce się nauczyć grać? - Tego już jest dość!

- O co Ci chodzi? - Odwracam się. Francisco dobrze się bawi. Ja nie. Jestem na siebie wściekała. Nie potrafię nawet najprostszych melodii zagrać!

- Od pewnego czasu przysłuchuję się tobie. Nie idzie Ci za dobrze.

- Wow! Po prostu Amerykę odkryłeś!

Po co on tu w ogóle przyszedł? Moje słowa działają przeciwnie niż się spodziewałam. Zamiast oburzenia słyszę śmiech.

- Za bardzo skupiasz się na nutach. Owszem są ważne, ale graj z sercem. - Wtrąca już spokojnym głosem.

Zrezygnowana odchodzę od keyboardu i padam na łóżko. Mam dosyć. Fran nic nie mówi. Słyszę jak siada na krześle. Po chwili do moich uszu dobiega melodia, którą pragnę zagrać. Powoli dźwigam głowę. Widzę brata wpatrzonego w nuty. To on tak potrafi grać?

- Muszę Ci przyznać, że wybrałaś sobie piosenkę z wyższej półki. - Zwraca się do mnie, lecz nie przestaje grać. - Może zaczniesz śpiewać? Wyrzuć z siebie tą złość, bo nie do twarzy Ci z nią.
Szybko wstaję i podchodzę do chłopaka. On odrywa wzrok od nut i spogląda na mnie. Przez spojrzenie pyta mnie czy jestem gotowa. Potwierdzam skinieniem głowy. Fran uśmiecha się do mnie i zaczyna grać od nowa. Gra bardzo pewnie. Spoglądam na nuty, bo tam mam zapisany tekst piosenki. Zaczynam śpiewać.

Si es que no puedes hablar,
no te atrevas a volver
Si te quieres ocultar,
tal vez te podria ver
Y el amor, que no sabe a quien y que
Hablaras y tu verdad te abrazara
otra vez
Habla si puedes, grita que sientes
Dime a quien quieres y te hace feliz

Czuję gęsią skórkę na rękach i odczucie ulgi.

Si no puedes escuchar,
aunque insistas hablaré
Si lo quieres, mirame
y tus ojos hablaran tal vez
Sentiras el amor e iras tras el
Hablaras si tu verdad te abrazara
otra vez
Habla si puedes, grita que sientes
Dime a quien quieres y te hace feliz


Mój głos z niezdecydowanego przechodzi w odważny. Przy słowach "wykrzycz co czujesz", naprawdę zaczynam krzyczeć.

Habla si puedes grita si temes
Dime a quien quieres y te hace feliz
Abrazame, quiero despertarme
y entender
Habla si puedes grita si temes
Dime a quien quieres y que haces aquì
Habla si puedes, grita que sientes
Dime a quien quieres y te hace feliz
Y te hace feliz

Fran przestaje grać. Czuję się lepiej. Rzucam mu się na szyję.

- Dziękuję. - Szepczę.

- Nie musisz dziękować. Przynieś sobie coś na czym będziesz mogła usiąść. - Posyłam mu zdziwione spojrzenie, ale o nic nie pytam. Z sąsiedniego pokoju przynoszę drewniane krzesło. Stawiam je obok brata. - Siadaj. - Zachęca mnie.

- Ale po co? - Siadam niepewnie obok niego.

- Pomogę Ci. - Uśmiecha się do mnie. - To nie jest aż takie trudne. Patrz. - Zaczyna przygrywkę. Patrzę na jego dłonie i nie mogę wyjść z podziwu. Ja nigdy tak nie zagram! - Nie takie złe, prawda? - Kieruje wzrok w moją stronę i momentalnie wybucha śmiechem. - Żałuję, że nie mam ze sobą komórki, bo bym Ci zrobił zdjęcie i cały świat by obiegło w godzinę.

- Hahaha bardzo śmieszne. To jak mam to zagrać? - Jeszcze raz pokazuje mi, lecz tym razem w zwolnionym tempie.

- Uderzaj w ten sam klawisz co ja, dobrze? - Potakuję.

Zaczynamy naukę. Trwa ona godzinę, ale jestem szczęśliwa, bo po tej godzinie potrafię już sama zagrać kawałek. Nie wychodzi mi to najlepiej, ale lepsze to niż nic.

- Dziękuję. - Opieram głowę na ramieniu starszego brata.

-  To co? Jutro kolejna nauka? - Pyta z uśmiechem na twarzy.

- Jeśli masz na to ochotę to jak najbardziej. - Odwzajemniam uśmiech.

- Jak wy słodko wyglądacie! - Oboje odwracamy się. W drzwiach stoi Mechi. - Co ćwiczycie?

- Habla si puedes. Chcesz się dołączyć? - Pytam ją  i wstaję.

- Pewnie. - Podchodzi do nas. - A kto gra?

- Raczej nie ja. Może Fran? - Dźgam go łokciem. - Co ty na to?

- To ty grasz? - Na twarzy przyjaciółki rysuje się zdziwienie.

- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, złotko. - Ech.. W tym momencie wrócił stary brat. - To zaczynamy?

Nie czeka na odpowiedź. Zaczyna grać. Zdziwienie Mechi znika. Podaję jej gitarę, na której od czasu do czasu brzdąkam coś bez ładu i składu. Dziewczyna od razu dołącza do mojego brata.

Zaczynamy śpiewać. Przed refrenem przyjaciółka posyła mi wyzywające spojrzenie. Wiem o co jej chodzi. Chce bym zaśpiewała mocniejszym głosem. Nie wiem, czy jestem w stanie się na to zdobyć, więc nie przerywając śpiewu, kręcę przecząco głową. Mechi wzrusza ramionami. Po chwili milknę, by dać przyjaciółce szansę na wykazanie się. Blondynka z powerem jakiego jeszcze nie słyszałam zaczyna śpiewać refren. Fran momentalnie zwraca swoje spojrzenie w jej stronę. Nie spodziewał się tego. Jego usta układają się w bezgłośne wow. Mechi jednak nie patrzy w jego kierunku. Wzrok jej spoczywa na na fotografii zawieszonej nad keyboardem. Sama zaczynam przyglądać się zdjęciu. Jestem na nim ja i mój brat. Zdjęcie zostało wykonane w pierwszej klasie podstawówki. To były czasy! Z zamyślenia wyrywa mnie chrząknięcie Francisca. Pośpiesznie zaczynam śpiewać. Mechi nagle milknie. Spoglądam na nią pytającym wzrokiem, lecz ona unika mojego spojrzenia. O co chodzi? Przecież właśnie jest czas na refren. Chciałam go zaśpiewać w duecie.. No trudno. Biorę się w garść i zaczynam śpiewać go sama. Mój głos z każdą chwilą jest mocniejszy, bardziej zdecydowany. Zaczyna mi się to podobać. Po chwili dołącza do mnie przyjaciółka. Tworzymy niezły duet. Piosenka dobiega końca. Czuję pewnego rodzaju niedosyt, lecz w jednym momencie znika. Słyszę oklaski. Szybko we trójkę się odwracamy.

- Ładnie wam to wyszło. - Podchodzi do nas moja mama.

- Dziękujemy. - Odpowiada Mechi i posyła jej szczery uśmiech.

- Od dawna nas słuchasz? - Pytam.

- Weszłam za Mechi. Nieźle wam idzie. - Mówi. W jej spojrzeniu dostrzegam radość. Na mojej twarzy za to wykwita uśmiech.

- Niezłe z nas trio, nieprawdaż? - Fran staje między mną i moją przyjaciółką. Obejmuje nas i przyciąga do siebie. Moja przyjaciółka momentalnie wydaje z siebie pełen znużenia jęk i zabiera dłoń mojego brata ze swojej talii.

- Nieźle nam poszło, ale to tylko jedna piosenka. - Odpowiada Mechi.

- To co wy na to, żeby zagrać inne piosenki? Potrzebuję tylko nut. - Fran posyła dziewczynie figlarne spojrzenie.

- Możemy, ale.. Najpierw może skoczymy po coś do picia. - Odwraca się w stronę mojej mamy. - Ma może pani wodę mineralną? - Pyta. Kobieta potakuje. - To w takim razie skoczymy po nią, prawda Tini? - Zwraca się do mnie. Potakuję. Dziewczyna chwyta mnie za rękę i wyprowadza z pokoju.

- Wszystko ok? - Pytam. Zachowanie Mechi nie pasuje mi do niej.

- Tak.. ale.. Przepraszam. - Spuszcza wzrok. - Podczas śpiewania przypomniałam sobie o Pablo.. Wiesz, on wyjeżdża. Wraca do Hiszpanii. Ostatnio nie jest między nami zbyt kolorowo. - Wyrzuca z siebie.

- To także trudny czas dla niego.

- Wiem, ale mógłby się zachowywać tak jak przed podjęciem decyzji. Swoim zachowaniem czasem zaczyna mnie denerwować. Oddaliliśmy się od siebie. Ja.. Ja chcę by było tak jak kiedyś. - Chwilę się waha, lecz po chwili wyznaje. - Chciałam się Ciebie poradzić. Przez to przyszłam dziś do Ciebie. - W jej oczach dostrzegam smutek.

- Chyba mam pomysł. Zadzwoń do niego i powiedz, że ma przyjść do pobliskiego parku. - W mojej głowie narodził się świetny plan. Mam nadzieję, że się uda.

- Co ty kombinujesz? - Pyta Mechi, lecz na jej twarz powraca uśmiech.

- Zobaczysz. - Wyciągam z kieszeni spodni komórkę. - Masz. Dzwoń do niego, a ja w tym czasie pójdę po wodę. Może lepiej by tu przyszedł.. Z resztą jak wolisz.

Mechi pośpiesznie wyszukuje numer. Zostawiam ją. Idę do kuchni. Wyciągam z szafki cztery szklanki i zabieram stojącą na stole butelkę wody niegazowanej. Podchodzę do okna.

- Dobrze, że jest ładna pogoda. - Mruczę pod nosem. Mój plan może się udać. Poprawka: On musi się udać.

- Będzie tu za półgodziny. - Oznajmia Mechi. - Co tam oglądasz? - Podchodzi do mnie.

- Nie słyszałam jak przyszłaś. Wystraszyłaś mnie! - Robię przerażoną minę.

- Nie żartuj. Co oglądasz? Przyznaj się!

- Patrzyłam jaka jest pogoda. Nic więcej. Idziemy? - Pytam i wręczam jej do ręki butelkę.

- Ech.. A co planujesz? - Pyta.

- Zobaczysz.

W mojej głowie mam już wszystko zaplanowane. Brakuje jeszcze księcia z bajki, ale nic się nie stanie jak się spóźni. Będziemy miały więcej czasu na przygotowanie.

- Poczekasz na mnie sekundkę? Muszę coś sprawdzić. - Nie czekam na odpowiedź. Szybko biegnę do pokoju taty. Gdzie on go schował? Pośpiesznie rozglądam się po małym pokoju. Dostrzegam potrzebny przedmiot na półce. Sięgam po niego i od razu sprawdzam stan baterii. Na moje szczęście tata niedawno je ładował. Biegnę z powrotem do przyjaciółki.

- Co ty kombinujesz? - Pyta mnie i spogląda z uśmiechem na moje dłonie. - Naprawdę?

- Oj tak. Potrzebujecie ładnej pamiątki. A co jest lepsze od wspólnej sesji zdjęciowej? - Uśmiecham się do niej.

- Wiesz, że Cię kocham? - Rzuca mi się na szyję.

- Naprawdę? Nie podejrzewałam Cię o to. - Uśmiechamy się do siebie. - To co? Idziemy Cię przygotować?

- Prowadź. - Chwytam ją za rękę i prowadzę do mojego pokoju. Spoglądam na moją przyjaciółkę. Ma na sobie białą koszulę w czarne serduszka i jeansowe krótkie spodenki.

- Zacznijmy od ciuchów. Coś mi tu nie gra. - Uważnie przypatruję się. Bluzka! To z nią jest coś nie tak. - A gdyby ją tak.. Już wiem. Zwiąż ją! Zobaczymy czy będzie dobra. - Mechi pośpiesznie wiąże dół koszuli. Teraz już wszystko jest tak jak powinno być.

- Wiesz co? Nawet niezły pomysł. Nie wpadłam na niego. To co teraz? - Promienieje Mechi.

- Teraz zajmiemy się włosami. Koniecznie musisz je rozpuścić. - Dziewczyna zaczyna rozplatać złocistego warkocza. Po chwili jej długie, blond włosy falami opadają na ramiona.

- Masz może jakiś grzebień? Trochę je rozczeszę. - Pyta Mechi.

- Tak. - Wyjmuję mój ulubiony grzebień z torebki i podaję przyjaciółce.

- Chyba ja już nie mam niczego do roboty. Wyglądasz cudnie! - Mechi lekko się uśmiecha i spogląda do lustra.

- Poczekaj chwilkę. Zaraz wracam. - Podaje mi grzebień i wychodzi z pokoju. Podchodzę do lustra. 

Krytycznie spoglądam na swoje odbicie. Muszę zmienić ciuchy. Z szafy wyciągam luźną białą bluzkę z czarnym orłem na przodzie.

- Uuu... Niezła bluzka! Pomóc w doborze spodni? - Słyszę za sobą głos Mechi.

- Pewnie. Nie mam pojęcia jakie wybrać. - Odwracam się do niej.

- Hm... Do tej bluzki.. Najlepiej jakieś obcisłe czarne.. Może.. Te! Będą idealne! - Wyciąga czarne w złote wzorki legginsy.

- Myślisz?

- No pewnie! Ubieraj! A ja w tym czasie poprawię sobie makijaż. - Dopiero teraz dostrzegam przyniesioną przez Mechi torebkę. Ech.. Ona myśli o wszystkim. Pośpiesznie przebieram się w wybrane ubrania.

- I jak? - Pytam przyjaciółkę.

- Mega. Muszę je kiedyś od ciebie pożyczyć. To teraz ja się zabawię w stylistkę. Siadaj na krześle.

Posłusznie wykonuję jej polecenie. Dziewczyna bierze mój grzebień i zaczyna czesać moje włosy. Ruchy jej dłoni są bardzo delikatne a za razem też stanowcze. Poprzez lustro przyglądam się jej pracy.

- Podoba Ci się fryzura?

- Tak. - Uśmiecham się. Spoglądam uważnie na swoje odbicie. Rozpuszczone włosy z przedziałkiem na środku i z prawej strony nad uchem delikatnie wplecione kwiaty o kolorze malin. - Ach.. Jak ty wplotłaś te kwiatki?

- Tajemnica złociutka! Dobra. Koniec z przeglądaniem się. Teraz czas na makijaż.

Po kilku minutach jesteśmy gotowe. Siedzimy w kuchni i czekamy na Pablo. Mamy już wszystko.. Prawie.

- Aparat! Gdzie go zostawiłyśmy? - Pytam siedzącą obok Mechi.

- Em... Nie mam pojęcia. Może w twoim pokoju?

Idziemy pośpiesznie sprawdzić. Rozglądamy się po pomieszczeniu. Nie ma! Nie mógł się tak łatwo zapaść pod ziemię. 

- Gdzie on może być?! - No pięknie. Za chwilę okaże się, że mogę zepsuć nawet to co jest banalnie proste.

- Szukacie tego? - W drzwiach mojego pokoju stoi Fran. W dłoniach trzyma aparat taty.

- Tak! Gdzie on był? - Pytam i wyciągam ręce po przedmiot.

- O nie! Co się mówi? - Chowa aparat za swoje plecy.

- Fran.. Proszę.. Daj mi go. - Fran stoi nadal w tej samej pozycji. - Ech.. A dasz nam go jak powiem, że jesteś najlepszym bratem na świecie?

- Może dam..

- Nie zgrywaj się. Przecież wiesz, że jest nam potrzebny. A z tego co wiem to jesteś uczciwym człowiekiem.. Co powiesz na to, że zabiorę Cię we wtorek z sobą na plan serialu? I przedstawię wszystkim moim znajomym.. Z tego co wiem to jesteś nadal sam.. A tam jest dużo ładnych samotnych dziewczyn..

Mechi wkracza do akcji. Mówi jakby od niechcenia. Spoglądam na nią z dużymi oczami. Tego by jeszcze brakowało! Fran kręcący się po planie cały dzień.

- Brzmi ciekawie.. Dobrze. Zgadzam się. - Oddaje mi aparat. - To.. Do zobaczenia we wtorek! A! Zapomniałbym. Pablo już na was czeka.

- Co?! Nie można było wcześniej powiedzieć? - Wybiegamy z pokoju. Kroki najpierw kierujemy do salonu. Zabieramy przygotowane rzeczy i kierujemy się do drzwi.

- Cześć. Przepraszam, że tak długo czekałyście.

- Nic się nie stało. Dobrze, że już jesteś.

- Co wy kombinujecie? - Spogląda na trzymane przez nas akcesoria i na jego twarzy pojawia się uśmiech.

- Co myślisz o małej sesji zdjęciowej? Ale takiej domowej roboty. - Proponuję.

- Brzmi ciekawie. Nawet bardzo.

Idziemy w trójkę. W głowie mam już obraz wszystkiego. Jako miejsce sesji wybrałam pobliski park. Uwielbiam go odwiedzać! Piękne jezioro, dużo zieleni.. Po prostu cudowna sceneria. Istnieje też inny powód.. Mój sen. Gdy zasłabłam podczas karaoke. Jorge.. Nie! To już skończony rozdział. Jak ja mogłabym mu tak szybko wybaczyć? Spoglądam na przyjaciół. Na ich twarzach gości uśmiech. Tak pięknie razem wyglądają! Gdybym tylko.. Zaraz! Przecież mam aparat.

- Stójcie! Może zrobię wam zdjęcia też tutaj? Będzie tak.. Naturalnie. - Nie czekam na odpowiedź. Oddalam się kawałek od przyjaciół i robię im zdjęcie. - Ej! Miało być naturalnie. - Śmieję się. Widocznie mnie nie zrozumieli. - Nie patrzcie w aparat tylko na siebie. Mnie tu nie ma jasne? 

Mechi od razu przestaje zwracać na mnie uwagę. Zaczyna się śmiać i szybkim gestem przeczesuje swojemu chłopakowi włosy. On także traci zainteresowanie aparatem. Teraz nie istnieje dla nich nic więcej - tylko oni. Dobrze, że mam aparat i mogę uwiecznić na nim te chwile.

- Tyle wystarczy? - Po chwili pyta mnie przyjaciółka.

- Chyba tak. - Przestaję robić zdjęcia i odbiegam od przyjaciół kawałek, by zrobić im zdjęcie jak idą. Coraz bardziej podoba mi się moja rola. Bycie fotografem musi być ciekawe.

Docieramy do parku. Tak jak poprzednim razem Mechi i Pablo są w własnym świecie. Nie dostrzegają mnie i to jest najważniejsze. Przez to na zdjęciach wychodzą tak naturalnie. Zero nieszczerych uśmiechów, ustawionych pozycji, wyreżyserowanych gestów. Sama natura.

Moi przyjaciele tak pięknie razem wyglądają. Pasują do siebie. Uzupełniają się. Nie potrafię zrozumieć dlaczego Hiszpan postanowił, że wyjedzie. Jak on może zostawić taką dziewczynę jaką jest moja blond włosa przyjaciółka?

Zakochana para wbiega na taras znajdujący się nad brzegiem pięknego stawu. Sceneria jest niesamowita. No i jeszcze pogoda. Gdybyśmy to planowali to zapewne do tej sesji by nie doszło. Zawsze stanęłoby coś nam na drodze. Spontaniczne decyzje są nawet dobre. W takim przypadku nawet wskazane.

- Tini, może teraz tobie zrobię kilka zdjęć? - Pyta Mechi. Oddaję jej aparat i zaczynam pozować. Staram się być naturalna. Nagle ktoś zasłania mi dłonią oczy. Serce ze strachu zaczyna mi szybciej bić. Kto to może być? Przecież nie Pablo.. Cały czas stał ze swoją dziewczyną..

Szybko zdejmuję dłonie z oczu i odwracam się. Serce, jeśli to jest możliwe, zaczyna mi bić jeszcze szybciej.